piątek, 22 stycznia 2016

Wybieramy najlepsze pączki w centrum Poznania na Tłusty Czwartek!

Tłusty czwartek nadchodzi wielkimi krokami. Gdzie trafiłem na najsmaczniejsze pączki w centrum Poznania? Poniżej znajdziecie wyniki mojego małego słodkiego dochodzenia.



W swoim rankingu uwzględniłem sześć adresów z okolic Półwiejskiej, więc ścisłego centrum. Gdybyście znali godne polecenia cukiernie z pączkami w nieco dalszych zakątkach miasta - dajcie znać w komentarzu. To zaczynamy!

1. Cukiernia Elite

Adres 

Strzelecka 2

Zakres cen

2,20 zł za pączki z ajerkoniakiem 

Godziny otwarcia 

poniedziałek - sobota - 08:00-18:00
niedziela - 09:00-18:00

Facebook


To stary wyjadacz na poznańskiej mapie wypieków cukierniczych, który dodatkowo wygrywał już konkursy na najlepsze pączki. Lepszej reklamy chyba nie trzeba. Mnie osobiście - trochę dziwi ta ocena. W trakcie wizyty do wyboru były pączki z powidłami za 2,20 zł. Wyglądały w sumie nieźle - nie stoją w tym samym szeregu co napompowane spodki z hipermarketu. Pączka oblewała spora ilość lukru, a z wierzchu obsypany został solidną porcją skórki pomarańczowej. Ciasto było dość pulchne i dobrze łączyło się z kwaskowym smakiem śliwkowych powideł. Było jednak zbyt tłuste i ogólnie szału nie robiło. O jego smaku zapomniałem 10 minut później. Generalnie - trochę taki pączek kupiony z braku laku w osiedlowym sklepie do szybkiej kawy po obiedzie. 


2. Smażalnia Pączków

Adres 

Półwiejska 9

Zakres cen

1,50 zł - 2,50 zł

Godziny otwarcia 

poniedziałek - sobota - 08:00-18:00
niedziela - 09:00-18:00



Kto nie zna Smażalni Pączków na Półwiejskiej? To tu przychodziło się na jeszcze ciepłe bułeczki w trakcie okienek na studiach. Wchodząc do środka uderza momentalnie zapach ciasta drożdżowego. Do wyboru jest szeroka gama dodatków klasycznych jak konfitura z malin, śliwek czy porzeczek oraz nieco oryginalniejszych: biała lub mleczna czekolada, czy też toffi. Smaków jest więcej, jednak z reguły w danym dniu oferta jest zawężona do kilku smaków. Mój wybór padł na pączka z jagodami w cenie 2 zł. Dodatki nieowocowe kosztują 2,50 zł, a za 1,50 zł dostajemy pączka bez nadzienia. Szkoda, że moja sztuka nie była już ciepła. W tym wypadku pączek został także solidnie potraktowany porcją lukru. W smaku był przez to bardziej słodki, więc dodatek czekolady oznaczałby pewnie odlot w słodką otchłań. Po wgryzieniu się w ciasto okazało się być sprężyste i mokre w środku, jednak przesadnie spłaszczyło się. Nie przeszkadzało mi to specjalnie i po zjedzeniu byłem zadowolony. Smażalnia Pączków dobrze się spisała. 


3. Zagrodnicza Cafe

Adres 

Królowej Jadwigi 60A

Zakres cen

2 zł za pączka z ajerkoniakiem

Godziny otwarcia 

poniedziałek - piątek - 6:30-17:00
sobota - 08:00-12:00
niedziela - nieczynne

Facebook



Cukiernię Zagrodniczą łatwo przyuważyć w drodze tramwajem między AWF-em a Półwiejską. Blisko tam z przystanku, więc po pączki (i nie tylko) daleko iść nie trzeba. Po wejściu potrzebuję chwili namysłu, czy oby na pewno mogę wezmę coś na wynos. Lokal wygląda bardziej na kawiarnię niż cukiernię, więc to dodatkowy atut. Po chwili dostrzegam ostatnie pączki za szybką. Do wyboru mam jedynie te z ajerkoniakiem z dodatkiem lukru i czekolady na wierzchu. Po zapłaceniu 2 zł wychodzę z pączkiem zapakowanym w papier i już nie mogę doczekać się konsumpcji. Obłędny jest przede wszystkim ajerkoniak w środku - intensywnie żółty, aromatyczny i gęsty. Samo ciasto jest dość zbite i niezbyt słodkie (nawet dodatek słodkiego wierzchu niewiele zmienia). Sam pączek wypada więc dość przeciętnie, choć wnętrze z ajerkoniaku było na piątkę z plusem. Nie wiem czy takie same pączki trafiają do innych punktów - w końcu Zagrodnicza to sieć. Warto by to sprawdzić. 

4. Kandulski (Stary Browar)

Adres 

Półwiejska 42

Zakres cen

2 zł za pączka z ajerkoniakiem

Godziny otwarcia 

poniedziałek - sobota - 09:00-21:00
niedziela - 10:00 - 20:00

Facebook



Kandulski to imperialista na rynku wyrobów cukierniczych w naszym kraju. Na jedną z jego wielu kawiarni natknąć się można w Starym Browarze. Wykorzystałem więc swoją przerwę w pracy, by szybko przetestować ich pączki. Do wyboru były jedynie z ajerkoniakiem w środku (wszędzie ten ajerkoniak!), a na wierzchu  z czekoladą i skórką pomarańczową. Cena - 2 zł. Wyglądały nieźle, ale okazało się po ugryzieniu, że są wysuszone na wiór. Swoje musiały zdążyły odleżeć, bo pieczone tego dnia na pewno nie były. Ajerkoniakowe wnętrze trochę ratowało sytuację, jednak zbyt rzadka konsystencja poskutkowała sporym kleksem żółtej mazi na moim bucie. Nauczka na przyszłość - uważać na płynne nadzienia i brać serwetki, jeśli jest taka opcja. Niestety, ale Kandulski się nie popisał.

5. Cukiernia Pawłowicz

Adres 

Półwiejska 27

Zakres cen

2-4 zł

Godziny otwarcia 

poniedziałek - piątek - 09:00-20:00
sobota - niedziela - 10:00 - 20:00

Facebook



Cukiernia Pawłowicz działa na Półwiejskiej już od jakiegoś czasu. Ciężko ominąć wzrokiem żółty szyld zachęcający do zakupu gorących pączków i drożdżówek, a jednak dopiero niedawno zawitałem u nich pierwszy raz. Podchodząc do witryny od razu rzucił mi się w oczy pączek obsypany płatkami migdałowymi... Bez względu na nadzienie wiedziałem, że za chwilę będzie mój. Po zapytaniu pani oznajmiła, że w środku pączek kryje konfiturę z róży - może być! Za kwotę 2,70 zł dostałem zgodnie z obietnicą z szyldu cieplutkiego pączka, którego po ekspresowym sfotografowaniu spróbowałem. To była bajka! Ciasto było pulchne i mięciutkie, a smak delikatnie waniliowy i wyważony co do ilości cukru. Konfitura różana była świetnym dopełnieniem całości, nie mówiąc o obfitej ilości migdałów na wierzchu. Byłem tak zachwycony, że zapomniałem o sfotografowaniu wnętrza pączka - serio! Gdyby nie zjedzone wcześniej pozostałe pączki, nawet nie wahałbym się i wrócił po pączka z czekoladą. Pawłowicz, świetna robota! 


6. Piekarnia - Cukiernia Liczbańscy

Adres 

Plac Bernardyński 5

Zakres cen

2-4 zł

Godziny otwarcia 

poniedziałek - piątek - 05:30-18:00
sobota - 06:00 - 15:00
niedziela - 09:00 - 14:00

Facebook



Na ostatni ogień poszła cukiernia Państwa Liczbańskich na Placu Bernardyńskim. Trafiłem tam po godzinie 15, więc nie załapałem się już na klasyczne pączki. Zostały za to małe pączusie serowe na wagę w cenie 21 zł/kg. Za dwie kulki zapłaciłem 1 zł. Choć podszedłem do nich sceptycznie, miło mnie zaskoczyły - wnętrze było bardzo mięciutkie, trochę wilgotne i niezbyt słodkie. Jedyny minus - zamiast cukru pudru użyto kryształu, który mi nie pasował. Oprócz tego - żałowałem, że nie wziąłem ich więcej.

---


Tak wygląda zestawienie. Wnioski? Ajerkoniak jest chyba królem nadzień w poznańskich cukierniach. A tak serio - Cukiernia Pawłowicz jest niekwestionowanym zwycięzcą, natomiast największy zawód dokonał się u Kandulskiego. Konkluzja nie jest zaskoczeniem - pączki, które są pieczone na miejscu, u niedużego producenta, będą zawsze lepsze, niż te produkowane na szerszą skalę. Jeśli znacie jakieś miejsca, które Waszym zdaniem powinny się znaleźć w tym zestawieniu - piszcie śmiało. Już teraz życzę wszystkim wyjątkowo smakowitego i ociekającego lukrem Tłustego Czwartku. I niech nikt nie zasłania się dietą na drodze do odnalezienia tego najpyszniejszego pączka ;-) 




3

sobota, 2 stycznia 2016

Restauracja Pekin

Często wspominacie schyłek lat dziewięćdziesiątych w Poznaniu? Jako, że nie byłem jeszcze w tamtym okresie swojego życia wyjątkowo nastawiony na szczegółową rejestrację miasta od strony społecznej i urbanistycznej, zapamiętałem wyrwane z kontekstu szczegóły: na przykład kręte schody do domu handlowego w okrąglaku, po których spacer przyprawiał mnie o gęsią skórkę (ta przepaść w dół...). Pamiętam lekki odór stęchlizny uderzający od strony targu z kożuchami i bamboszami nieopodal, którego nie zdołały zniszczyć ani otwierane później sklepy z zachodnimi, bardziej wytwornymi produktami, ani kolejne regulacje prawne zabraniające sprzedawania regionalnych towarów z dala od ich wytworzenia - targ istnieje do dzisiaj. No i te czerwone parasole na Starym Rynku z ogromnym logo piwa EB (zresztą marek piwnych na tych parasolach było więcej - jeszcze wtedy urzędnicy poznańscy zapewne nawet nie śnili, że po ponad 10 latach będą debatować nad wyglądem rynkowych ogródków). Należy oczywiście również wspomnieć o nowych trendach konsumpcyjnych galopujących z Zachodu, które poznaniacy zaczęli chłonąć w równie ekspresowym tempie. Gdzie drodzy Wielkopolanie zaopatrywali się w najnowsze buty podobne do tych, które miał na nogach ten czy tamten amerykański gwiazdor kina gatunku B? Oczywiście na targowisku na ul. Bema, które po wolnorynkowych przemianach i boomie konsumpcyjnym lat przed kryzysem odwiedzają zapewne już ostatni natchnieni łapacze okazji, którym nie po drodze do głównych świątyń poznańskiego handlu.
A kulinarnie? Dla małego chłopca w tamtym okresie smaki wyznaczały trzy kierunki: już dziś zamknięta Pizza Hut na Placu Wolności, pierwszy w Poznaniu McDonald's mieszczący się trzy kroki dalej oraz kultowe Avanti działające na Starym Rynku już od ponad 25 lat. Pamiętam te weekendowe podchody z rodzicami w celu przekonania ich, aby jednak dać sobie spokój z tym gotowaniem schabowego w domu i iść na makaron po bolońsku albo jeszcze lepiej - pizzę z kawałkami wołowiny. Dlaczego właściwie o tym wszystkim piszę? Bo ten klimat lat 90-tych odezwał się we mnie ostatnio po wizycie w innej knajpie otwartej na początku ostatniego dziesięciolecia XX wieku (jak to brzmi!) Mowa o "Pekinie" - chyba najstarszej chińskiej i jednej ze starszych knajp w ogóle w Poznaniu. 
Oczywiście  niemożliwe, żebym dopiero teraz zawitał w Pekinie (albo poprawniej do "Pekinu" - niestety w chińskiej stolicy nie byłem jeszcze ani razu). Miałem okazję już jeść tam parę razy jednak nadgryzione zębem czasu kulinarne wspomnienia chciałem nieco odświeżyć.
Warto zauważyć, że chińskie jedzenie stało się w Polsce modne stosunkowo niedawno (mam na myśli może jakieś 10 lat?) - powiązałbym częściowo to zjawisko z otwieranymi galeriami handlowymi, które za warunek konieczny postawiły sobie zaoferowanie przynajmniej jednej azjatyckiej knajpy w swoich "food courtach", jak je zwykli nazywać. Przed "Pekinem" stało więc nie lada zadanie, by tak długo utrzymać się na fali. Tym bardziej, że jako przedstawiciele "slow food" (kolejny angielski zwrocik) mają teoretycznie trudniej niż knajpy, w których pakują zamówioną chińszczyznę w trzy minuty. Skoro dali radę, musi w tym być jakaś recepta. 
Jakie pierwsze wrażenia po wejściu? Witające gościa luksfery w wejściu (w budowlance hit lat 90-tych) trochę konsternują - czy to oby na pewno chińska restauracja a nie gabinet weterynaryjny albo biuro w ZUSie? Czerwień w odcieniu bordo na ścianach przedpokoju i słusznych rozmiarów Budda trochę mnie uspokajają. Sympatycznym akcentem jest błyskawiczny dostęp do szatni (które obecnie odeszły zdecydowanie do lamusa w restauracjach) - pani zza lady ochoczo przyjmuje wierzchnie odzienia sympatyków chińskich smaków. Nieczęsto zdarza się, aby osoby obsługujące szatnię były tymi pierwszymi witającymi gości, ale doceniam dobre chęci. W środku nie sposób uciec wzrokiem od azjatyckich motywów dekoracyjnych obecnych w każdym zakątku sali. Sądzę, że w latach 90-tych to właśnie ten kolorowy wystrój był dźwignią sukcesu "Pekinu". Prostokątna sala jest długa i może przyjąć sporo gości. Stoły ustawiono przy ścianach (ułożenie a'la wagon chyba zawsze się sprawdza), a wysokie siedzenia w pierwszej części sali pozwalają na zachowanie kameralności. W trakcie naszej wizyty na kolację przyszło jeszcze przynajmniej 20 osób i mimo takiego udziału gwaru nie uraczyliśmy.
W karcie jest ogromna ilość pozycji. Dla osoby, która wchodzi prosto z ulicy, wybór tego jednego dania może być sporym problemem. Rozbudowane menu to także trochę relikt po czasach, kiedy starano się zaoferować "jak najwięcej" by zrekompensować pewne braki dnia codziennego. 
Finalnie, w pierwszej kolejności spróbowałem karmelizowanego kurczaka z papryką i czosnkiem w sosie ostro-słodkim. Za cenę 21 złotych dostaliśmy zapełniony po brzegi podłużny talerz, który spokojnie starczyłby dla dwóch osób. Dobrałem do tego makaron sojowy (do wyboru był jeszcze makaron smażony i ryż z warzywami). Kurczak był naprawdę nieźle przyrządzony. Dominująca słodka nuta fajnie podkreśliła chrupkość karmelu na mięsie, które z kolei było delikatne - takie jak powinno. Ostrość zeszła na drugi plan, jednak podobała mi się jej zrównoważone i nieoczywiste źródło - trochę w niej było smaku imbiru, kardamonu i klasycznego chilli. 
Polędwica wieprzowa w sosie ostrygowym z pieczarkami była trochę bardziej łagodna, bez dominującej nuty. To smak dla bardziej konwencjonalnych zwolenników chińszczyzny. Mięso zostało jednak niepotrzebnie poszatkowane na małe kawałki - a szkoda, bo polędwica na tym straciła.
Polędwica wieprzowa He - czuen w ostrym sosie z grzybkami mun to z kolei trochę konkretniejsza propozycja. Pikantność w daniu balansuje dodatek świeżego ogórka, który polubiłem już jakiś czas temu w chińszczyźnie. Warto docenić znowu sporą ilość mięsa, która przewyższała pozostałe warzywne dodatki (wydaje się oczywiste, a jednak nie zawsze jest). Prawdopodobnie właśnie na to danie zdecydowałbym się przy kolejnej wizycie. 

 


"Pekin" to fascynujące zjawisko na kulinarnej mapie Poznania. Pomimo zmiennych trendów restauracja z powodzeniem od prawie 25 lat zaprasza w swoje progi nowych i stałych wielbicieli chińskiej kuchni w europejskim wydaniu. Pomimo faktu, że miejsce ma być może złote lata działalności już za sobą, jej pozycja wydaje się być niezagrożona. Duże porcje niezłego jedzenia, atrakcyjne ceny oraz miła obsługa to niewątpliwe plusy tego miejsca. Egzotyczny, trochę kuriozalny wystrój może niektórych zniechęcać, ale na pewno nie należy oceniać go zbyt pochopnie i jednoznacznie. Siedząc tu można sobie trochę powyobrażać, co byłoby, gdyby zabrać całą rodzinę do Chin i tam przygotowywać niedzielny obiad w starym babcinym mieszkaniu, o którym czas zapomniał. Zamiast schabowego -wieprzowina teriyaki. Zamiast paproci pod każdym oknem - bambusowe wiązanki. Koronkowe obrusy i kryształy za szybką w meblościance robią miejsce dla drewnianych podkładek i złotych posążków Buddy. Aby zrealizować tę wizję, wcale nie trzeba daleko wyruszać. 




2

Gdzie zjeść w Poznaniu?

Pierwszy albo drugi raz w Poznaniu? Dla ułatwienia wyboru restauracji przygotowałem poniższe zestawienie. To dziesięć zgoła różny...