niedziela, 13 stycznia 2019

Domowa kuchnia z twistem na Piątkowie: Restauracja Lechicka


Dziś wybieramy się na Piątkowo. To właśnie w tej części Poznania otworzyła się w zeszły weekend Restauracja Lechicka. Dokładniej, w hotelu o tej samej nazwie. Budynek powstał jakieś dziesięć lat temu, więc jest szansa, że dobrze kojarzycie tę lokalizację. 

Mając na uwadze fakt, że w okolicy oferta gastronomiczna nie jest zbyt pokaźna, otwarcie lokalu - nie tylko dla gości hotelowych - wydaje się słusznym posunięciem. Nie było więc innej opcji, niż przejażdżka na Lechicką w celu wybadania, jakie serwują tam jedzenie. 




Co zachęciło mnie do odwiedzin w pierwszej kolejności? Hasło, które rzuciło mi się w oczy w mediach społecznościowych. Rzekomo "najlepszy schabowy w okolicy" brzmi obiecująco. I choć wcale nie jestem takim tradycjonalistą kulinarnym - o nie! - to pomyślałem, że warto sprawdzić, co w trawie piszczy. Ze względu na sentyment do sznycli podchodzę zawsze z dużym sentymentem.

Pierwsze wrażenie: przestrzeń robi wrażenie. Duża, nowocześnie urządzona sala układające się w L-kę bez większych szaleństw i udziwnień. Praktyczność stoi tu na pierwszym miejscu. Jest właściwie jeden regionalny akcent we wnętrzu: sporych rozmiarów, czarno-biała panorama Poznania na ścianie. 





Jeśli o kuchni mowa, w Lechickiej rządzi polska z małym twistem europejskiej. Pierwszy plus - menu jest zróżnicowane i wydaje się być (jak na hotelowe standardy) solidnie przemyślane. Przykład? Obok typowo wielkopolskich dań jak kaczka z pyzami i modrą kapustą (33 zł) czy pyr z gzikiem (12 zł ) znajdziemy krewetki w sosie śmietanowo-czosnkowym (29 zł) i i camemberta w panierce (16 zł). Specjalnością zakładu jest jednak schabowy z kością, puree i pyszną, zasmażaną kapustą (25 zł). 



Najlepsze wrażenie zrobiły krewetki i smażony camembert. Te pierwsze podano w gęstym, uderzająco aromatycznym sosem na pieczywie. Smażony camembert zaskakuje grubą, chrupiącą panierką. Kotlet też spełnia obietnicę - słusznych rozmiarów, złocisty schabowy smakuje tak jak się spodziewaliśmy. I choć pewnie nie znalazłby się na poznańskim podium (subiektywnie: Bistro Kotlet i u Dziadka, potem Zdolni), to niczego mu nie brakowało, by mógł być częstym gościem niedzielnego obiadu. Co jeszcze? Zaserwowana obok kapusta z boczkiem była... arcydobra. Dawno nie jadłem równie dobrej! 


















Wspomnę jeszcze o żeberkach, które również wypadły naprawdę nieźle. Miękkie i soczyste, o przyjemnie słodkim smaku. Zaserwowane obok frytki nie smakowały mrożonką, co się ceni. I tym samym jest to kolejna pozycja w menu, którą można śmiało zaproponować na przykład takiemu zagranicznemu turyście, by sprawdził, jak smakuje dobra kuchnia poza centrum Poznania.  



Jako, że większość z nas ma takie smaki we krwi, wyprawa do Lechickiej może być sentymentalnym powrotem do jedzenia, które pamiętamy z domów. Czyżby to kolejny zwiastun, że trendy kulinarne mają szansę zatoczyć koło i wrócić do swoich  korzeni? Mam wrażenie, że lista poznańskich lokali z "niedzielnym jedzeniem" zdaje się nie mieć końca (i wciąż rośnie)!



Mieszkając na Piątkowie, cieszyłbym się z tego otwarcia. Lechicka będzie dobrym kierunkiem na rodzinny obiad, a nawet biznesowe spotkanie. Jest to również zasługa profesjonalnych kelnerek (pozdrawiamy obie panie!), które fachowo służyły nam pomocą w trakcie kolacji. Liczę, że ten potencjał nie zmaleje wraz z upływem czasu. Byłaby duża szkoda!



Restauracja Lechicka
Lechicka 101
Facebook





0

środa, 9 stycznia 2019

Nowości w Poznaniu: Kuchnia & Mech na rogu Dominikańskiej / Żydowskiej

Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio pisałem o jakimś miejscu równie ochoczo. Czy otwarta krótko przed świętami Kuchnia & Mech ma wszystkie atuty, by stać się jednym z najjaśniejszych punktów na okolicznej mapie kulinarnej Poznania?  



Zanim przy Dominikańskiej zawisł biało-zielony szyld nowej restauracji, działała tu pamiętna i jak mogłoby się wydawać – niepokonana, herbaciarnia Chimera. Jak to bywa w naturze, na każdego przychodzi czas i ten – zrobił porządek w tym miejscu bezpowrotnie. Lokal na rogu ulic (drugą z nich jest Żydowska) zyskał zupełnie nowe oblicze.




Zmiany widać gołym okiem. Po przekroczeniu progu momentalnie przykuł uwagę zielony puch. Szybko przypomniałem sobie nazwę lokalu. To jest żywy mech...? Jest. I można się na niego natknąć prawie wszędzie. Zdobi ściany, listwy sufitowe czy elementy baru. Jest nawet w toalecie! Wizualnie robi to ogromną robotę, ale co ciekawe - to nie jedyna zaleta zielonych porośli. Mech pochłania przykre zapachy, co w lokalu gastronomicznym (nawet przy niewadliwej wentylacji) będzie zawsze dobrą opcją wspomagającą. 






Poza pomysłowym i klimatycznym wnętrzem ważna (a w sumie to ważniejsza – jak zawsze) jest kuchnia. Jakby nie było – to pierwszy człon nazwy lokalu. Ofertę otwierają śniadania – jeszcze o nich tu będzie. Bazę menu stanowią urozmaicone pozycje lunchowe. Te lżejsze, jak krewetki w białym winie (26 zł) czy tagliatelle z grillowanymi warzywami (22 zł) oraz te nieco większego kalibru jak karkówka z dzika w sosie pieczeniowym (49 zł) czy stek z polędwicy wołowej (69 zł).

Z pozycji zdecydowanie wartych uwagi wymieniłbym jeszcze deskę włoskich wędlin (szynka cotto, salame piccante, speck, bresaola plus pieczywo) za 25 zł czy... pizzę! A tę kręcą w K&M z oryginalnych, włoskich produktów. Są pomidory San Marzano, jest mąka typu 00, wspomniane przed chwilą wędliny oraz sery. 

Podejmując szybką decyzję zamawiam tatar z buraka (15 zł) na przystawkę. Nie owijając w bawełnę - jest rewelacyjny! Oprócz marynowanego i aromatyzowanego oliwą buraka na talerzu znalazł się kozi ser, pestki granatu oraz prażony słonecznik. Bez dwóch zdań było to porywające przełamanie konwencji klasycznego tatara. Miło jest się dać tak zaskoczyć. 




Zaostrzony apetyt wpłynął na dalsze kulinarne decyzje. Zamówiłem burgera AVOCADO (wołowina 200g, pasta z awokado, jajko sadzone, boczek, szpinak, spicy mayo) z frytkami za 29 zł oraz tagliatelle z polędwiczką wieprzową i sosem śmietanowo-grzybowym plus parmezan (30 zł). W przypadku pierwszego dania połączenie smaków było sztosem. Mięso wysmażono zgodnie z życzeniem na medium rare, guacamole cechowała wyraźna nuta czosnku (takie kocham!), a wypływające żółtko ze środka zwieńczyło całość. Z drobnych uwag wskazałbym na nieco miękką bułę (kwestia gustu) oraz majonez, któremu przydałaby się dodatkowa porcja pikanterii. 






Makaron to jednak chyba mój faworyt. Delikatny, pachnący lasem sos, kruche mięso oraz stawiający opór zębom makaron to trio niepokonane. Kocham grzyby w każdej formie, więc wiedziałem, że będzie miłość. I jeśli sobie myślę o "jedzeniu dla pocieszenia", to w myślach widnieje mi teraz właśnie ten makaron. 

Tydzień później wróciłem do Kuchni & Mchu na śniadanie. Serwowane jest codziennie od ósmej (w niedziele od dziewiątej). W ofercie znajdziemy klasyki: kanapki z dodatkami takimi jak hummus, ser czy wędlina. Jet też omlet ze szpinakiem i łososiem czy shakshuka w wersji wegańskiej i mięsnej (z kiełbasą). Postawiłem na omlet (16 zł) i znowu – był to złoty strzał. Solidna porcja, przyjemna dla oka kompozycja na talerzu i ostatecznie – dopieszczone kubki smakowe. Co ciekawe, wewnątrz omleta znalazły się spore kawałki łososia pieczonego zamiast wędzonego. Pieczywo też było zacne. 




Nie mam wątpliwości, że Kuchnia & Mech jest miejscem, które warto bliżej poznać. Świetna lokalizacja przy nieco zapomnianej Żydowskiej, niebanalne wnętrze, przemiła obsługa i najważniejsze – smakowita kuchnia. Na koniec jeszcze jedno. W ofercie znajdziemy też kartę ze szprycerami i kraftowymi piwkami, a zważywszy na nie całkiem wczesne godziny zamknięcia (lokal jest czynny do 22), K&M może być interesującym kierunkiem na wieczorowe wyjście w towarzystwie bąbelków.

Kuchnia & Mech
Dominikańska 7
Godziny otwarcia: 8-22



1

Gdzie zjeść w Poznaniu?

Pierwszy albo drugi raz w Poznaniu? Dla ułatwienia wyboru restauracji przygotowałem poniższe zestawienie. To dziesięć zgoła różny...