Wegańska kuchnia potrafi czasem porządnie zaskoczyć. I to chyba nawet bardziej niż ta tradycyjna, bo przy ograniczonej (teoretycznie) puli produktów w diecie roślinnej przeciętny poszukiwacz kulinarnych wrażeń zwykle spodziewa się czegoś... mniej spektakularnego lub będącego namiastką mięsnych wariacji. Najczęściej marną namiastką. Z tego właśnie względu – gdy okazuje się, że może być inaczej – szczęka z wrażenia opada do samej piwnicy.
Kuchnia PoWolność to stosunkowo niedawno (koniec września) otwarta restauracja w sercu Łazarza. To stosunkowo niewielki lokal, w którym ciężko nie poczuć się jak w domu dobrych znajomych. Jest swobodnie, gościnnie i... powolnie? Taki był właśnie zamiar. Sprawczynią tej przemiłej atmosfery jest w pierwszej kolejności Agata, właścicielka restauracji, u której trudno nie zauważyć ogromnej pasji do tego, co robi i pozytywnego nastawienia do świata. To, co cechuje menu Kuchni Powolność to lista zaledwie trzech dań głównych, z której jedno danie co dwa tygodnie zastępowane jest nowym. Jak się pewnie domyślacie – menu jest w 100% wegańskie i nie ma od tego żadnych odstępstw. Kolejna sprawa – lokal jest przyjazny psiakom.
Opisane poniżej dania pochodzą z nowej karty, która już wkrótce zacznie obowiązywać. Był to mój pierwszy raz w Kuchni Powolność, do sprawy podszedłem więc z całkowicie czystym umysłem i chęcią odkrycia czegoś nowego. Czy to się udało?
Ramen
Ramen bez mięsa dla wielu fanów gatunku pewnie nie ma prawa bytu. W końcu nie ma nic lepszego, niż wyrazisty, głęboki bulion przepełniony aromatem wędzonego boczku... Jak było w przypadku ramenu, w którym pierwsze skrzypce grało marynowane tofu, liście szpinaku i kiełki fasoli? Całkowicie szczerze: był nad wyraz smaczny. O przyjemnych, korzennych nutach i limonkowym, do tego ciut pikantnym finiszu. Tofu wyróżniało się dzięki charakternej marynacie. I choć wszystko było na swoim miejscu, moje kubki smakowe nadal prześladował smak wędzonego boczku... Nie bierzcie tego na serio, ten ramen naprawdę dał radę!
Kolejny punkt menu pod postacią placka z mąki z ciecierzycy o wyraźnie orzechowej nucie, którą przełamywała nieposkromiona ostrość czosnku. To zdecydowanie najlżejsze danie z karty, siedzące tym samym w klimacie stereotypowej kuchni wegańskiej. I choć smakowało, pamięć o tym uroczym naleśniku odrobinę zacierała się z każdą kolejną częścią kolacji...
Stek z kalafiora z kluskami sląskimi, sosem pieczeniowym i sałatką z buraka, jabłka i wiśniowej galaretki
I to jest ten moment, w którym powinny rozbrzmieć fanfary. Choć stek z kalafiora może brzmieć mało poważnie, podany do niego sos pieczeniowy z pewnością nie był na żarty. Taki sos jest jak złoto – przygniatający aromatem, obezwładniający intensywnością i głębokością smaku. Do tego jest to smak bardzo nieoczywisty, co działa tylko na plus. Żeby nie było – bardziej treściwe elementy na talerzu, czyli kluski śląskie nie wzniosły białej flagi, tylko dzielnie walczyły o uwagę. Skutecznie, gdyż niczego im nie brakowało: ani sprężystości, ani smaku, ani wyglądu. Co tu dużo mówić, danie kompletne!
Tofu w glazurze z rollsami z czerwonej kapusty z marchewką i sosem z mleka kokosowego, masła orzechowego i soku z rokitnika
Roślinna wariacja na temat gołąbków to pozycja o bardziej delikatnym aromacie, choć nie brakuje jej treści i formy. Gęsty sos wypełnia smakiem całą zawartość talerza, natomiast w tofu przyjemnie przegryza się struktura miękkiego wnętrza z chrupiącą glazurą. Ciekawe jest również połączenie samego mleka kokosowego z czerwoną kapustą, które to połączenie wypada nad wyraz dobrze. Nie poczułem natomiast aromatu soku z rokitnika – może to i dobrze? Ponoć to trudny, gorzko-kwaśny smak. Albo jego ilość była znikoma, albo wszystko zagrało tak jak kucharz miał w planach i nie było mi dane to poczuć. Tak czy siak – to udana pozycja.
Warto było dojść do końca, bo zaraz będą się działy dobre rzeczy. Właściwie już się zadziały, a teraz przedstawiam Wam jedynie relację. Ten sernik aka tofurnik to bomba nie z tej ziemi! Nieziemsko delikatny, nieśmiało słodki, po prostu zajeb... No sami wiecie. Do teraz się nad nim rozpływam!
Podsumowując te wszystkie wrażenia, jestem pod wrażeniem. Lokalu, atmosfery i smaków. W Kuchni PoWolność miałem okazję przekonać się, że wegańskie jedzenie nie zawsze jest alternatywą dla mięsnych klasyków, a może stanowić zupełnie niezależną, pełną smaków i pomysłów odrębną kuchnią. Brawa zdecydowanie się należą! Jeśli chodzi o ceny przedstawionych dań, będą oscylowały koło 20-25 PLN. Co tu przedłużać: od serca polecam!
Facebook
Dominik
Podsumowując te wszystkie wrażenia, jestem pod wrażeniem. Lokalu, atmosfery i smaków. W Kuchni PoWolność miałem okazję przekonać się, że wegańskie jedzenie nie zawsze jest alternatywą dla mięsnych klasyków, a może stanowić zupełnie niezależną, pełną smaków i pomysłów odrębną kuchnią. Brawa zdecydowanie się należą! Jeśli chodzi o ceny przedstawionych dań, będą oscylowały koło 20-25 PLN. Co tu przedłużać: od serca polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz