Remonty dookoła Starego Rynku mają między innymi tę wadę, że odciągają uwagę od tuzina ciekawych lokali. Weźmy pod lupę taką ulicę Wodną, na której wydzielone ścieżki między rusztowaniami zdają się prowadzić bardziej na plac budowy niż do innej części miasta. W takim właśnie miejscu kryje się lokal, w którym serwują takie pierogi, że głowa mała. Potwierdzeniem niech będzie fakt, że zostały one wyróżnione w ostatnio wydanym Żółtym Przewodniku Gault & Millau.
Mowa o Restauracji Pychotki. Niewielki lokal przypomina bardziej prywatny salon niż kolejny adres na kulinarnej mapie miasta. Jest kameralnie i przytulnie, choć przestrzeni wcale nie brakuje. Restauracja podzielona jest na dwie sale, z czego ta druga (z kominkiem!) będzie bardziej odpowiednia na zorganizowane spotkania dla większej ilości osób.
Nad miejscem pieczę sprawuje jego właścicielka – pani Elżbieta. Jej doświadczenie w prowadzeniu knajp (wcześniej również w Holandii) przekłada się nie tylko na gościnną i miłą atmosferę, ale również kuchnię. Obok wcześniej wspomnianych pierogów (największym asem są ponoć te z cukinią) w karcie widnieją dania wykraczające poza polską kuchnię. W Pychotkach można zjeść makarony w różnych wydaniach (przykładowo klasyczną carbonarę), zupę cebulową czy owoce morza. Każdego dnia pieczone są też ciasta, na przykład jabłecznik na bardzo cienkim i kruchym spodzie z kruszonką.
Na start zdecydowałem się na zupę cebulową (9 PLN) oraz naturalnie pierogi (16 PLN, mix trzech smaków, 6 sztuk). Z zupą trafiłem w punkt. Aromatyczny, wytrawno-słodki wywar rozgrzał mnie i zaostrzył apetyt na kolejną część. W przypadku pierogów to, co wysuwało się na pierwszy plan to ciasto. Cienkie, wręcz przezroczyste i niesamowicie aksamitne. Po same brzegi wypełnione również bezbłędnymi farszami: z kapustą i grzybami, mięsnym i ruskim. Gdybym miał wskazać na faworyta, byłby nim ten pierwszy. Duże kawałki grzybów i ciut słodka kapusta zgrały się jak ulał. Farsz w ruskich był zdecydowanie bardziej serowy niż ziemniaczany, co jednak niczego mu nie odebrało. Z kolei w mięsnym nadzieniu dobrze odznaczała się struktura mięsa o łagodnym smaku przypominająca klops owinięty w ciasto. Rewelacja!
Do Pychotek warto wybrać się nie tylko na pierogi. Mam zamiar przekonać się o tym wkrótce. Pierwsze wrażenie się liczy, a to było w całości pozytywne. Szkoda jedynie, że oprawa fotograficzna na fejsbuku jest... taka sobie i nie oddaje potencjału serwowanych dań. Z drugiej strony gdyby działało to w drugą stronę, nie mielibyśmy o czym mówić. A tak, jest miłe zaskoczenie. Nietuzinkowa, urocza atmosfera oraz urozmaicona, choć prosta kuchnia przekonały mnie, by zajrzeć tu ponownie. I nawet zabarykadowane przejścia i rozkopana ulica nie będą mnie przed tym szczególnie powstrzymywać.
Dominik
***Aktualizacja: doszły mnie słuchy, że remonty na Wodnej definitywnie zakończone!***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz